Michał Martyniuk pianista jazzowy młodego pokolenia, którego kariera wybuchła bardzo niespodziewanie. Wprawdzie w środowisku jazzowym obraca się dość długo, jednak za sprawą miesięcznika JazzPress jego najnowsza płyta Nothing To Prove znalazła się wśród wyróżnionych na najlepszą płytę jazzową roku 2018. Według tej samej prestiżowej gazety o tematyce jazzowej Martyniuk w tym roku znalazł się w piątce najciekawszych pianistów młodego pokolenia. Osiągnięcia artysty, przypieczętowała tegoroczna nominacja do nagrody Fryderyka.

Dużo się dzieje wokół Twojej osoby. Okładki kolorowych czasopism, zaproszenia na koncerty, wywiady. Czujesz się gwiazdą?

Już mnie ktoś wcześniej o to pytał. Nie czuję się gwiazdą. Ja jestem osobą, która stale poszukuje i dlatego tyle się dzieje. Gwiazda to wielkie określenie. Mnie prawie nikt nie zna chyba, że w środowisku jazzowym. A szum powstał po nominacji do Fryderyka za dotychczasową twórczość no i dlatego też, że według miesięcznika Jazzpress w tym roku znalazłem się w piątce nadziei polskiej pianistyki jazzowej.

Grasz dość charakterystycznie na fortepianie. Twoja muzyka jest melodyjna, oparta o klasykę jazzową. Czy masz jakiegoś guru na którym się wzorujesz?

Ja słucham wielu muzyków grających na fortepianie, jednak moim guru jest pianista grupy Patha Mathenego Lyle Mais. Jest to muzyk jedyny w swoim rodzaju. Swoje solówki buduje akordami nie popisuje się zbędnymi dźwiękami. Jego muzyka bardziej upodabnia się do muzyki klasycznej, nawiązuje też do znakomitego pianisty Bila Evansa. W jego muzyce jest wiele delikatności ale jest też bardzo wiele emocji i to mi bardzo odpowiada. Ten styl staram się przenieść na moje granie.

Do kogo adresujesz swoją muzykę?

Chciałbym aby to co robię było zrozumiałe dla wszystkich. W swoim graniu staram się słyszeć co gram, lubię ciekawą harmonię a partie solowe staram się harmonizować z całością utworu a nie tylko popisywać się szybkimi pasażami po całości klawiatury. Bywa też tak, że niewyedukowanego melomana jazzem można przestraszyć mam tu na myśli różne gatunki jazzu ja chce tego uniknąć, chciałbym dotrzeć do konesera i do człowieka, który rozpoczyna słuchanie jazzu.

Rozmawialiśmy o inspiracjach, może opowiesz o ich wynikach?

Do tej pory nagrałem dwie płyty autorskie. Pierwsza powstała w Nowej Zelandii i nosi tytuł Odyssey After’ Ours. Na tej płycie znalazły się utwory w stylu klubowym, RNB sporo jest jazzu nowoczesnego. Tytuł drugiej płyty to Nothing to Prove. To CD nagrałem z moim polskim zespołem i ten krążek utrzymany jest w stylu jazzu nowoczesnego i klasyki muzyki jazzowej. Mam nadzieje, że mój pobyt w Szczecinie zaowocuje wejściem do studia ze szczecińskimi muzykami i może powstanie płyta. Ale to są dalsze plany.

A może teraz opowiesz trochę o sobie. Wiem, że jesteś szczecinianinem z urodzenia a obywatelem świata z wyboru?

W Szczecinie się urodziłem, tutaj rozpocząłem edukacje muzyczną. Przez wiele lat w Szkole Muzycznej I Stopnia uczyłem się klasyki tutaj skutecznie zaraziłem się jazzem. Pierwsze kroki jazzowe stawiałem w Szkole Muzycznej przy ul. Staromłyńskiej. Potem wyjechałem do Poznania, by pod okiem znakomitych fachowców skończyć Liceum Muzyczne. Z rodzicami wyjechałem do Nowej Zelandii do Auckland, gdzie ukończyłem studia muzyczne na wydziale jazzu i gdzie mieszkam do tej pory i tak rozpoczęła się moja wielka przygoda z jazzem. Podróżuje po świecie. Odwiedziłem Nowy Jork oraz dwukrotnie Java Jazz Festival w Dżakarcie. Gram też w Nowej Zelandii i w Polsce. Najczęściej pracuję z Polskimi muzykami nie stronię również od współpracy z muzykami z innych kręgów kulturowych. Zawsze się czegoś można nauczyć.

Gdzie będzie Ciebie można posłuchać w Szczecinie w najbliższym czasie wiem, że tu jeszcze trochę zostaniesz?

W planie mam wejście do studia nagraniowego, przygotowuję też cykl mini koncertów, które odbędą się na ulicy w różnych częściach miasta. Ten projekt wiąże się ze stypendium jakie otrzymałem kilka dni temu od Marszałka woj. Zachodniopomorskiego.

Dziękuję za rozmowę i do ponownego zobaczenia w Szczecinie.

Z pianistą jazzowym Michałem Martyniukiem rozmawiał Andrzej Wiśniewski

Tekst i foto: Andrzej Wiśniewski