Od wielu lat pisze i publikuje w dwóch językach – po polsku i grecku. Mówi, że Grecja była jej pisana. Wyrocznia chyba sprawiła, że wyjechała do Sofii, na slawistyczne studia, choć zamierzała poświęcić się iberystyce i pracy naukowej.

W Bułgarii poznała swego przyszłego męża, Greka. Też studiował w Sofii, acz na innym kierunku. Po kilku latach poszukiwania swego miejsca na ziemi osiadła w końcu w Grecji ale wciąż systematycznie do Polski powraca, najczęściej przyjeżdża do rodziny w Szczecinie.

Na "Spotkaniu przy kominku” organizowanym przez Stowarzyszenie Dziennikarzy RP „Pomorze Zachodnie” Beata Żółkiewicz-Siakantaris opowiadała zajmująco o swych losach, o życiu w Grecji i zmaganiu się mieszkańców tego kraju z już ponad sześcioletnim kryzysem. Po studiach i decyzji o zamieszkaniu w Atenach - trudnym do życia mieście, optymistyczne plany musiała zweryfikować. Literatura, praca badawcza... Nie mogła znaleźć żadnej pracy. Ale żyła przecież w pięknym, słonecznym kraju, codziennie mogła przechadzać się pod imponującym Akropolem, żyła obok kwintesencji naszej cywilizacji. Dużo po Grecji podróżowała. Uczyła się języka greckiego, a mąż polskiego. Początkowo rozmawiali głównie po bułgarsku. Tych trzech języków słuchał i uczył się syn pani Beaty.

- Poszłam do szkoły, gdzie zakwalifikowano mnie na najwyższy poziom, co znaczyło, że już nieźle władałam mym nowym językiem. Miałam świetną nauczycielkę. Bez problemów zdałam z greckiego państwowy egzamin. Z języka o przebogatym słownictwie...

Nie sądziła, że zajmie się dziennikarstwem. Ale trafiła do polonijnego „Kuriera Ateńskiego”. Praca w tym tygodniku szybko ją wciągnęła. W trójkę robili 24-stronicową gazetę. Każdy musiał zajmować się wszystkim. - Najbliższe były mi jednak zawsze tematy związane z kulturą. Wielu znakomitych twórców z Polski przyjeżdżało do Grecji, miałam więc ułatwione zadanie i dostęp do pisarzy, reżyserów, kompozytorów, aktorów, ale też i polityków czy sportowców. Miałam przywilej przeprowadzania wywiadów, rozmowy z naprawdę ciekawymi, fascynującymi osobowościami. Cenił nasz „Kurier” prof. Zygmunt Kubiak, wspaniały polski uczony i pisarz, eseista, tłumacz, znawca i propagator kultury antycznej, autor m.in. „Nowego brewiarza Europejczyka”. Wielokrotnie obecny na naszych łamach, bywał też ulubionym gościem naszej redakcji.

„Kurier Ateński” wychodził przez prawie 22 lata. W roku 2010 został zlikwidowany. Pani Beata znowu była bezrobotna. Podjęła współpracę z greckim miesięcznikiem literackim - odejście Wisławy Szymborskiej pismo uczciło w sposób szczególny. Potem wykorzystała obchody roku Janusza Korczaka do przybliżenia Grekom jego sylwetki. Artykuł spotkał się z dużym zainteresowaniem i miał szeroki oddźwięk. Dziwiono się: „jak to się mogło stać, że nie znaliśmy do dziś tej niezwykłej postaci?” Ruszyła kampania informacyjna. - Tłumaczę teraz na grecki „Prawo dziecka do szacunku”. Czekają na tę książkę greccy nauczyciele, wychowawcy.

Grecy są wspaniałym narodem, autentycznie potrafiącym cieszyć się życiem. Zdecydowanie jednak obalam tu stereotyp, który twierdzi, że brak im pracowitości. Z zasady, i z natury, jestem przeciwna stereotypowym uogólnieniom, co nie oznacza jednak, że nie rozumiem, gdy wytyka się Grekom ich niepunktualność czy nadmierną niefrasobliwość. Za najważniejszą słabość społeczeństwa greckiego uważam jednakże brak dbałości o dobro publiczne, co znowu nie oznacza, że dotyczy ona wszystkich. Ale bez przezwyciężenia tych właśnie słabości i złych przyzwyczajeń raczej nie da się wyjść z kryzysu, na którym dzisiaj najbardziej cierpią zwykli ludzi. Biednieją, protestują... Sytuacja staje się coraz bardziej poważna.

Ateny nie przypominają dziś wyglądem miasta sprzed kilku jeszcze lat, a z całą pewnością nie przypominają tego miasta, które w roku 2004 witało dumnie Igrzyska Olimpijskie. W centrum widoczne są zniszczenia spowodowane ciągłymi zamieszkami. Rozbite marmurowe płyty, ściany wielu budynków zabazgrane farbami, noszą ślady zniszczeń po koktajlach Mołotowa. Ekonomiczny kryzys zamyka kolejne przedsiębiorstwa, sklepy, coraz więcej w mieście opuszczonych rolet. Sytuacja grozi wybuchem, którego skutki aż strach przewidywać. Bezrobocie wśród młodych sięga 60%.

Polacy jednak nadal lubią przyjeżdżać do Grecji. I przyjeżdżają nie bacząc na informacje o rosnących cenach i napięciach, ciągłych strajkach. W poprzednich dekadach wielu Polaków przyjeżdżało tutaj także w poszukiwaniu pracy, a wcześniej, ta pierwsza fala „solidarnościowa”, z myślą o dalszej emigracji - Grecja miała być dla nich tylko przejściowym przystankiem przed podróżą za ocean, tymczasem wielu z nich jednak w końcu w Grecji właśnie się osiedliło. Nie wiadomo dokładnie jak liczna jest dzisiaj grecka Polonia, ale myślę, że liczba kilkunastu tysięcy jest bardzo prawdopodobna.

Beata Żółkiewicz-Siakantaris realizuje dzisiaj głównie swoje pasje literackie, jako eseistka i tłumaczka. Jej teksty dziennikarskie pojawiają się również na stronie elektronicznej The Books’ Journal. Czasami pisuje do pism polonijnych na świecie, m.in. do nowojorskiego Nowego Dziennika. Czasami można ją usłyszeć na falach Radia Lwów, które darzy szczególnym sentymentem z racji swoich rodzinnych lwowskich korzeni. Praca radiowa wciąż pozostaje jej pasją, gdyż pracowała m.in. jako korespondentka sekcji polskiej Radio France Internationale, jak też i jako radaktorka audycji na falach Athens International Radio.

Czy czuje się dziś bardziej Greczynką czy Polką? - Mam jedno serce, ale dwie dusze. Gdy jestem w Grecji – tęsknię za Polską. Po przyjeździe do Polski szybko zaczyna mi brakować Grecji.

Tekst: JB
Foto: Marta Kościucha