Polski Strażnik Mrozu był bohaterem jednego ze spotkań Stowarzyszenia Dziennikarzy RP „Pomorze Zachodnie”.

Tłumnie zgromadzeni w sali kinowej Inkubatora Kultury szczecinianie mieli okazję wysłuchać barwnej opowieści oraz obejrzeć znakomity materiał filmowy i zdjęciowy z wyprawy do Jakucji Igora Skawińskiego.

Szczeciński podróżnik i fotografik oraz pasjonat Wschodu Igor Skawiński został oficjalnie zarejestrowany w Ministerstwie Turystyki w Jakucji jako Polski Strażnik Mrozu. Pod tą postacią występował na zmianę ze swym towarzyszem syberyjskiej podróży Jerzym Arsobą. Niezwykle interesujące spotkanie poprowadziły dziennikarki: Anna Kolmer i Helena Kwiatkowska. Na pytanie jak przygotował się do wyprawy na Światowy Biegun Zimna, gdzie dekadę temu odnotowano minus 72,2 st. C, podróżnik odpowiadał, że słynne jest tam powiedzenie: „U nas zima trwa tylko dziesięć miesięcy. A później to już tylko lato, lato, lato…”, dlatego trzeba się ciepło ubierać.

Rosyjska Jakucja, leży na wschód za Syberią. Co roku u progu wiosny, na pożegnanie zimy odbywa się tam Festiwal „Biegun Zimna”. Uczestniczy w nim rosyjski Dziadek Mróz, fiński Santa Claus, Jakucki Strażnik Mrozu. Szczecin, miał w nim także swojego reprezentanta, Polskiego Strażnika Mrozu – opowiadał szczecinianin.

Igor Skawiński prowadzi studio fotograficzne o nieprzypadkowo brzmiącej nazwie Foto Everes. Zanim zachwycił się wschodem tamtejszą kulturą i mieszkańcami, zdobywał szczyty w Himalajach, Andach. - Podczas jednej z wypraw wspinaczkowych, doszedłem do wniosku, że to co jest na dole, zwłaszcza ludzie i ich przeżycia, jest ciekawsze od tego co jest na górze - stwierdził pasjonat dalekich podróży w kierunku wschodnim.

Podczas spotkania niezwykle zajmująco i dowcipnie opowiadał o udziale w Festiwalu "Biegun Zimna" w Jakucji. Prowadzące spotkanie dziennikarki pytały, skąd pomysł na taką niezwykłą wyprawę? – Pomysł zrodził się cztery lata temu, kiedy z kolegą Jurkiem dotarliśmy do dalekowschodniej Rosji, aby zobaczyć odkrywkowe kopalnie diamentów w miejscowościach Mirnyj, Udachnyj i Ajchał. Przebyliśmy ponad 4 tys. km po nieutwardzonych drogach, aby zobaczyć największe na świecie gigantyczne kratery. Wtedy dowiedzieliśmy się o festiwalu i postanowiliśmy do Jakucji wrócić. Udało się dwa lata później – opowiadał Igor Skawiński, który nawiązał także do wyprawy na Daleki Wschód i Japonii.

Dla polskiego reprezentanta uszyto specjalny strój i wraz z Dziadkiem Mrozem i jakuckim Strażnikiem Mrozu – Czys Chanem – szczecińscy podróżnicy stali się lokalną atrakcją, serdecznie i z szacunkiem witaną na wszystkich najważniejszych uroczystościach. Świta odwiedzała domy kultury, pokazy mody, konkursy piosenek, teatry, szkoły, przedszkola, domy dziecka. Uczestniczyli też w uroczystościach z okazji 70-lecia zwycięstwa nad faszyzmem. Na ich cześć urządzano prawdziwą fetę. Udzielali wywiadów i kilkakrotnie pokazywała ich jakucka telewizja. Mieszkańcy poznawali ich oraz pozdrawiali w sklepach i na ulicach.

Mimo, że podróżnik opowiadał o świecie skutym lodem, atmosfera spotkania była gorąca. Publiczność zasypywała go pytaniami, m.in. jak wytrzymali tak niskie temperatury, jacy są tamtejsi mieszkańcy? – Festiwal odbywał się w marcu, więc temperatury nie był tam takie niskie, sięgały minus 45 stopni Celsjusza. Jednak, gdy bardziej spadały, a czekaliśmy na autobus, trzeba było cały czas biegać – opowiadał z uśmiechem Igor Skawiński na środowym spotkaniu w Stowarzyszeniu Dziennikarzy RP w Szczecinie.

Na pytanie, jak wygląda życie w Jakucji, gdy jest tak zimno na dworze odpowiadał: – Życie tam toczy się normalnym rytmem. Dzieci chodzą do szkół, mieszkańcy do pracy, działają urzędy, czynne są sklepy. Tylko w domach piecyki i kozy pracują na wzmożonych obrotach. Kiedy temperatura spada poniżej minus 40 stopni, dzieci nie idą do szkoły, ale biegną. Kiedy jest poniżej minus 50 stopni, szkoła jest zamykana na dwa, trzy dni – opowiadał szczeciński podróżnik. – Ludzie są tam bardzo sympatyczni i życzliwi. Chętnie gościli nas w swoich domach. Częstowali tym, co mieli najlepszego: surowym, zamrożonym mięsem, jelitami źrebięcia, tłuszczem końskim, krwistą wątróbką, rybą.

Anna Kolmer zapytała o polskie ślady w tamtejszych rejonach wieloletnich zsyłek. Podróżnik przyznał, że wielokrotnie napotykali w Jakucji polskie ślady. Głównie spotykali potomków syberyjskich zesłańców. Jednym z nich był Mikołaj Fomiński, syn zesłańca, który opowiadał im, że jako żołnierz Armii Czerwonej w latach 60. stacjonował w Szczecinie i był świadkiem tragedii na al. Piastów, gdy czołg wjechał w grupę mieszkańców, tratując ich. To pozostało w jego pamięci do dziś.

Była to trzecia wielka wyprawa podróżników do dalekowschodniej Rosji, gdyż wcześniej byli już na Kamczatce, Sachalinie, przebyli drogę kołymską z Magadanu do Jakucka. W wypowiedzi do telewizji Jerzy Arsoba mówił: – Interesuje nas nieznane i to, co będzie jutro. Igor Skawiński natomiast podczas spotkania w Inkubatorze Kultury dodał: – A jutro jest ciekawsze niż dziś.

Tekst: Elżbieta Kubera ,
Zdjęcia: Igor Skawiński i Jerzy Arsoba